Dozamet Nowa Sól po trzech sezonach przerwy powrócił do IV LIgi. Ponowienie przygód w tej klasie rozgrywkowej rozpoczęło się od wysokiej wygranej 6:1 z Dębem Sława-Przybyszów. Z trenerem obecnego lidera rozgrywek, Marcinem Janiakiem porozmawialiśmy o motywach przyjścia do Dozametu, udanej inauguracji oraz spadku Korony Kożuchów.
Co Pana skłoniło by przejść do Dozametu?
Po sezonie 21/22 przestałem być grającym trenerem w Koronie Kożuchów. Wtedy pojawiła się pierwsza propozycja z Nowej Soli. Nie zdecydowałem się na zmianę w tamtym czasie, ale po roku temat wrócił. Były tez inne propozycje – z Klasy Okręgowej czy IV Ligi, jednak Dozamet był najbardziej konkretny. Przekonał mnie również projekt. Lubię grać o coś, Dozamet dwa lata walczył o awans do IV Ligi, zawsze czegoś brakowało. Podjąłem rękawice, udało się to zrobić, wspólnie z zawodnikami.
Jak się czuliście, gdy w 22. Kolejce wasza seria meczów bez porażki w lidze się skończyła. Traktowaliście to w klubie jedynie jako ciekawostkę statystyczną czy miało to jakiś wpływ na zespół?
To był tylko dodatek, ale nie ukrywam, że to Nas napędzało. Chcieliśmy być niepokonani do końca sezonu. Przychodziły kolejne mecze a my dalej robiliśmy swoje. Szkoda tej passy, natomiast celem był awans, który udało się zrealizować.
Czy była możliwość zatrzymania Bartosza Olejniczaka na IV Ligę?
Z Bartkiem oprócz relacji trener – zawodnik bardzo dobrze się kolegujemy. Wiedziałem, jak ważny jest dla Nas „Olej” ,natomiast nie naciskałem na niego. Umawialiśmy się na jeden sezon, że wspólnie sobie pomożemy. On pomógł mi awansować, ja jemu pomogłem zdobyć koronę króla strzelców. Teraz został szczęśliwym tatą. Wiedziałem, że ciężko będzie mu połączyć sprawy rodzinne z dalekimi wyjazdami w IV Lidze. Uszanowałem jego decyzję, rozstaliśmy się w dobrych relacjach. Trzymam za niego kciuki.
Jak wygląda sprawa z Marcinem Mościckim z pańskiej perspektywy jako trenera?
Marcin po wielu problemach został zawodnikiem KS Dozamet. Wpadł mi w oko w meczu ligowym Delty z Dozametem, sam do niego się zgłosiłem. Dobrze wyglądał w okresie przygotowawczym, robił liczby w sparingach. Nagle wszyscy chcieli go mieć w swoich szeregach, choć wcześniej nie wiedzieli, kto to jest Marcin Mościcki. Marcin zrobił dużo, żeby u Nas grać. Za to mu dziękuję. Jest pracowity, młody, może być tylko lepszy. Czas pracuje na jego korzyść. Liczę na niego w IV Lidze.
Przez długi czas Dąb Sława-Przybyszów prowadził. Dodatkowo tuż po zdobytej bramce chwilowo bardziej zaatakowali. Czy był Pan wtedy spokojny o swój zespół?
Pierwsze 20 minut było słabe, graliśmy nerwowo. Wiadomo, pierwszy mecz, dużo kibiców na trybunach, my jako beniaminek. Natomiast od 20 minuty byliśmy lepszym zespołem. Jeszcze przed przerwą udało zadać się dwa ciosy i wyjść na prowadzenie. W przerwie czułem, że tego już nie wypuścimy. Udało się szybko strzelić 3. oraz 4. bramkę, przez co było po meczu. Natomiast nie podpalamy się, twardo stąpamy po ziemi. Chcemy być trudnym przeciwnikiem dla każdego i co kolejkę grać o 3 punkty.
Pan całą karierę grał w lubuskich ligach. Jak postrzega Pan młodych zawodników na tym poziomie rozgrywkowym w porównaniu do tego co obserwował przez długi czas jako piłkarz?
Zawodnicy teraz są bardziej świadomi niż kiedyś, bardziej dbają o siebie, pracują indywidualnie, dbają o regenerację. Ja sam widzę po sobie, jaką drogę przeszedłem z zawodnika do trenera. Marcin Janik był solidnym 4-ligowym zawodnikiem, nic poza tym. Marcin Janik jest dobrym trenerem, ale ciągle chce więcej, ciągle się rozwija, robi postęp. Podobnie jest z zawodnikami. Widzę to w swojej drużynie. Ponadto zawodnicy są bardziej zaawansowani taktycznie, lepiej rozumieją grę, mają lepszą decyzyjność czy inteligencję piłkarską.
Dąb-Sława Przybyszów to rywal, z którym mieliście okazję grać również przed awansem do IV Ligi. Czy to ułatwiło analizę waszego pierwszego ligowego rywala?
Przed meczem z Dębem nie skupiałem się na przeciwniku. Mieliśmy plan na mecz. Wiedziałem, że jeśli zagramy, tak jak w okresie przygotowawczym to będzie dobrze. Myślę, że utarliśmy przysłowiowego „noska” niektórym. Przed pierwsza kolejką nas lekceważono. Gdy wygraliśmy ze Szprotawą czy Żaganiem to słyszałem, że to tylko sparing. Pokonaliśmy Grębocice to ponoć byli słabym składem. Zremisowaliśmy z praktycznie 3-ligową Odrą Bytom Odrzański to ludzie mówili, że to była A klasa. Na pewno nie jesteśmy potentatem tej ligi, ale mamy swoje cele.Zespół tworzy ambitna grupa ludzi. Jest na czym budować.
Po raz pierwszy raz od 2016 roku Korona Kożuchów spadła z IV Ligi. Jak duży jest niedosyt, że nie zmierzy się Pan w lidze przeciwko nim? Jakby Pan postrzegał takie spotkanie?
Jest smutek, że Korona spadła, bo to klub, w którym spędziłem 20 lat w wielu rolach, od zawodnika, kapitana, trenera czy członka zarządu. Byłby to szczególny dla mnie mecz, na pewno niełatwy pod względem emocjonalnym, Natomiast do takiego spotkania dojdzie i to szybko, bo myślę, że Korona zrobi awans w tym sezonie do IV ligi.
Czeka was mecz z Odrą Nietków, która w ostatnich sezonach plasuje się w ligowej czołówce oraz wygrała pierwszy, trudny mecz. W Nietkowie zakończył Pan swoją przygodę z Koroną Kożuchów, wygrywając spotkanie. Co będzie najważniejsze, by po raz kolejny zwyciężyć Odrę?
Nietków to bardzo solidny i poukładany zespół jak na warunki naszej IV Ligi. Ma dużo jakości piłkarskiej, charakteryzuje się bardzo dobrym przygotowaniem motorycznym. Czeka Nas bardzo ciężkie zadanie, ale nie niemożliwe. Tak, ostatnie spotkanie w Nietkowie wygrałem 3-2. Nie mam nic przeciwko, żeby powtórzyć ten wynik w sobotę, w Nowej Soli.